W zeszłym roku w Polsce pewien ksiądz został odwołany z funkcji rektora kościoła akademickiego w Piotrkowie Trybunalskim, z powodu wywiadu, w którym powiedział, że czasem dzieci szukają bliskości i same włażą dorosłym do łózka. Wielki skandal był z tego powodu. Wczoraj obejrzałem ten film ("Ty i ja i wszyscy...") i stwierdzam, że kręci się on wokół tematu dzieci i seksu równie niebezpiecznie, co wypowiedzi tamtego księdza. To zderzenie niewinności, niewiedzy z sferą seksu typowo "dorosłego" jest bardzo mocne. Wiem - nie było przekroczenie tej "cienkiej linii", bo skończyło się w 2 przypadkach na gadkach a w innym to "tylko" seks "dzieci z dziećmi", to jednak niesmak pozostaje. Jak dla mnie ta "linia" została przekroczona. To nie jest kwestia odkrywania swojej seksualności przez dzieci i radzenia sobie z nią (lub nie radzenia). To jest zapuszczanie się w niebezpieczne rejony dzieci, które większość czasu pozostawione same sobie błądzą po omacku.

Nazwałbym ten film "Wszyscy jesteśmy sierotami". Oprócz tego, że te dzieci faktycznie wychowują się jakby same, to dorośli też zachowują się infantylnie. Dorośli są dziecinni i nieporadni. Jedynie ta mała dziewczynka, która zbiera sobie "wiano" ma w sobie jakąś "racjonalność dorosłego".

Z jednej strony jest ogromna przepaść i niezrozumienie między dorosłymi i dziećmi, z drugiej strony dzieci kręcą się wokół tematu seksu zapuszczając się realnie w "dorosłe rejony" a do tego dorośli są tak nieporadni w kontaktach z innymi - strasznie to pomieszane i niezbyt optymistyczne.

Za plus muszę uznać grę aktorską w tym filmie.